Dołączył: Sob Maj 27, 2006 19:48 Posty: 7459 Skąd: Babie Doły
Wysłany: Nie Sty 27, 2013 14:24 Temat postu: Re: Klemens Przewoski i "jego czasy"...
Zanim przystąpimy do części 2 popatrzmy na kilka rycin z opisem. Niech one uświadomią nam w jaki sposób walczono.
Rycina 1. Bitwa pod Miechowem 17.02.1863 r.
Oddział polski pod dowództwem płk Apolinarego Kurowskiego w sile ok. 2 500 ludzi, w ramach opanowania trójkąta granicznego między zaborami, zaatakował Miechów licząc na zaskoczenie i słabość Rosjan. Ci jednak przewidzieli (lub ktoś zdradził) działania Polaków, więc wzmocnili w przeddzień załogę i przygotowali się do obrony. Początkowo Polacy odnieśli sukces, wyprowadzając udane uderzenie żuawów śmierci na cmentarz. Użycie jednak polskiej kawalerii w wąskich uliczkach spowodowało wysokie straty, szczególnie z powodu prowadzonego przez rosyjskich żołnierzy gęstego ognia z broni palnej. Bitwa zakończyła się paniką i klęską Polaków, którzy w większości poszli w rozsypkę. Zginęło wg danych rosyjskich 200 powstańców. Po bitwie Rosjanie rannych dobijali, lub wrzucali razem z zabitymi do dołu na wapno. W ramach represji wywołano pożar miasta, którego nie pozwolono gasić. Oddział Kurowskiego praktycznie przestał istnieć.
Rycina 2. Bitwa - karton Artura Grottgera z cyklu "Polonia".
Ten rysunek symbolizuje szczupłość liczebną powstańców i ich osamotnienie.
Cykle Grottgera powstawały na ciemnożółtym kartonie, rysowane czarną kredką i uzupełniane o białe bliki. Nastrój sceny wynikał przede wszystkim z ekspresji uczuć bohaterów dramatu, dlatego jasność i natychmiastowa zrozumiałość zobrazowanej sytuacji narracyjnej, budowanej w dużym stopniu przez mowę gestów i mimiki postaci, wymagała iluzjonistycznej rzeczywistości przedstawionej.
Rycina 3. Biwak kosynierów.
Propaganda powstańcza eksponowała stale udział chłopów w partyzanckich oddziałach. Jest to rycina współczesna. Znajduje się w zbiorach Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.
Rycina 4. Bitwa pod Żyrzynem 8 sierpnia 1863 r. l'Illustration. Journal Universel 1863
Historia jednej z największych i najbardziej spektakularnych bitew Powstania Styczniowego zaczyna się trochę wcześniej. Patrol powstańczy z oddziału stacjonującego w pobliżu Kazimierza Dolnego wziąć do niewoli paru Kozaków. Znaleziono przy nich zaszyfrowaną depeszę. Dla zwykłego powstańca takie pismo nic nie znaczyło. Traf chciał, że tym oddziałem powstańczym dowodził Michał Jan Heydenreich (Heidenreich) pseud. Kruk, absolwent Akademii Sztabu Generalnego w Sankt Petersburgu. Rozszyfrowanie depeszy nie stanowiło dla tego oficera dużej trudności. Z treści wynikało, że przez stację kolejową w Żyrzynie będzie przejeżdżał konwój z pieniędzmi, w kwocie ponad 200 tys. rubli. Nie można było przepuścić takiej okazji.
Kiedy rankiem 3 sierpnia 1863 roku konwój rosyjski, liczący około 500 żołnierzy i 2 działa, dowodzony prez por. Laudańskiego, znajdował się w okolicach Żyrzyna, powstańcy zaatakowali. Pierwsze uderzenie spowodowało chaos w szeregach rosyjskich. Jednak uporządkowali oni szeregi i stawili opór nacierającym Polakom. Naprzeciw dobrze uzbrojonych Rosjan stanął liczniejszy, ale za to sporo gorzej uzbrojony oddział powstańczy. Głównym uzbrojeniem Polaków były kosy. Niespełna 1400 z nich posiadało broń palną, głównie myśliwską. Po kilku zaciekłych atakach, dowódca rosyjski z garstką swoich podwładnych (87 ludźmi) zdołał uciec. Reszta, w liczbie 282, poddała się. Na polu walki zostało 181 zabitych wrogów. O skali zwycięstwa świadczy dysproporcja strat. Po stronie polskiej było tylko 10 zabitych i 50 rannych. W ręce powstańców dostało się 200 tys. rubli, zdobyto 400 karabinów, których tak bardzo im brakowało.
Zdobyte pieniądze zostały przeznaczone na wzmocnienie oddziałów operujących w województwach lubelskim i podlaskim.
Są to tylko wybrane ryciny, gdyż jest ich bardzo dużo.
Każda z nich jest opisana co dodatkowo podnosi naszą wiedzę o Powstaniu Styczniowym.
Dołączył: Sob Maj 27, 2006 19:48 Posty: 7459 Skąd: Babie Doły
Wysłany: Nie Sty 27, 2013 21:35 Temat postu: Re: Klemens Przewoski i "jego czasy"...
Część 2.
Dowództwo carskie w Warszawie na kilka dni utraciło łączność telegraficzną i kolejową ze światem. Wielki książę Konstanty powziął decyzję skoncentrowania garnizonów tak aby nie narażać na ataki pojedynczych kompanii oraz po to aby móc wydzielić dość znaczne siły do zwalczania partyzantki.
Ta koncentracja przeciągała się dość długo i powstańcy zyskali 7 - 10 dni czasu na organizowanie oddziałów.
W pierwszych dniach stawili się pod broń niezależnie od regionu rzemieślnicy i robotnicy, szlachta zaściankowa, mieszczanie, rolnicy.
Wszędzie obecna była też inteligencja i młodzież. Zwracam uwagę na młodzież gdyż pojawi się ona przy opisywaniu wątku oksywskiego.
Przejściowa szansa powstania które nie załamało się w pierwszych dniach nie została w pełni wykorzystana. Ujemnie zaważył brak centralnego kierownictwa.Niektórzy członkowie Rządu Tymczasowego opuścili Warszawę aby ujawnić się na oswobodzonych terenach. Nie udało się a rząd tułał się cały miesiąc po kraju szukając skrawka ziemi na której mógłby rozpocząć urzędowanie. Już w tym działaniu widzimy znaczną nieudolność dowodzenia.
Los Polski niewiele obchodził polityków francuskiego Drugiego Cesarstwa. Wciągnęli oni Anglię i Austrię do wspólnej akcji w obronie uciśnionego narodu polskiego ale na uwadze mieli tylko własne korzyści.
Doskonała ilustracja do powyższego wątku.
Różne grupy partyzanckie, bojowe. Różni ich dowódcy. Wspólny cel jakim było wyzwolenie ziem polskich ale kompletny brak koordynacji działań.
Losy powstania ważyły się na polach bitew a te zaś kończyły się zwykle rozbiciem każdego oddziału.Widać było końcową przegraną Langiewicza, porażki Matlińskiego i Kurowskiego. Źle powodziło się Padlewskiemu.
Czynny był Czachowski, Ramotowski, Cieszkowski, Osiński, Jankowski, Borelowski. Ich oddziały miały nawet lokalne sukcesy.
Jak zawsze, trwanie partyzantki uzależnione było od zachowania się ludności wiejskiej. Na tym odcinku było dobrze bo dekrety uwłaszczeniowe wchodziły w życie.
Tymczasem bilans powstania do lata okazał się ujemny. Taktyka "demonstracji zbrojnej" wiodła do nikąd, mimo sprzyjającej pory roku, mimo ofiarności społeczeństwa i zaangażowania dużych środków finansowych. Nierealne okazały się też obietniceinterwencji zbrojnej innych mocarstw. Nie bardzo było widać machinę konspiracyjną. Rząd Narodowy nie kwapił się do poruszenia mas.W sytuacji rosnącego chaosu zjawił się w Krakowie Romuald Traugutt. Był to zawodowy żołnierz armii carskiej który w pewnym okresie powstania dowodził oddziałem partyzanckim na Polesiu z powodzeniem.
Traugutt stawił się w Warszawie 10 października i zastał bardzo złą sytuację polityczną. Przejęcia władzy dokonał 17 października. Ujął ster władzy w swoje ręce ale nie utworzył rządu kolegialnego. Na zewnątrz wszystko pozostało po staremu.
Dlatego mówi się o nim jako dyktatorze.
Traugutt sięgając po władzę nie kierował się ambicją czy chęcią wyniesienia. Był człowiekiem dojrzałym, zamkniętym w sobie, dalekim od zapalczywości.
Powstanie przeżywało trudne chwile.Rząd Traugutta bronił się nie tylko przed carską policją ale i przed własnymi rodakami. Odsunął on od władzy "czerwonych" więc uchodził za sympatyka "białych". Prowadził jednak swoją politykę.
Mówi się że Traugutt prowadził politykę słuszną ale za późno stanął u steru. Nie da się udowodnić że mógł ocalić powstanie gdyby wcześniej stanął u steru władzy.Gdyby nie Traugutt powstanie załamałoby się jeszcze przed zimą.
Ostatni oddziałek powstańczy księdza Stanisława Brzóski przetrwał w okolicach Łukowa do października 1964 roku.
Swoją rolę odegrały też 4 Ukazy Carskie które na nowo regulowały kwestię włościańską.
Celowo pomijam nazwiska przywódców tamtego powstania. Chciałem pokazać pewien mechanizm jaki wtedy istniał i był swego rodzaju katalizatorem. To sprawa posiadania ziemi przez chłopów.
Są to tereny na których dłużej utrzymywały się oddziały powstańcze.
Dołączył: Sob Maj 27, 2006 19:48 Posty: 7459 Skąd: Babie Doły
Wysłany: Wto Sty 29, 2013 17:10 Temat postu: Re: Klemens Przewoski i "jego czasy"...
Część 3.
Powstanie Styczniowe zakończyło się klęską polityczną, materialną i moralną. Tysiące ludzi zginęło na polach bitew, na szubienicach, w więzieniach i katorgach - w znacznej części był to element najbardziej wartościowy, ideowy. Dalsze tysiące musiały wybrać emigrację.
Znaczne były straty materialne, poszło z dymem w czasie działań bojowych ponad sto wsi i miasteczek. Setki tysięcy rubli zostały wyciśnięte z klas posiadających w drodze dobrowolnych ofiar, podatku narodowego, pożyczki narodowej, grzywien, kontrybucji, konfiskat, łapówek i samowolnych wymuszeń.
Poważniejsze i boleśniejsze były represje polityczne, które spadły na naród. Rząd carski postanowił rozprawić się z polską irredentą, wykorzenić polski element na ziemiach zabranych, zrusyfikować także Królestwo Kongresowe.
W ciągu kilku lat popowstaniowych zlikwidowana została odrębność administracyjna Królestwa, zrusyfikowany personel urzędniczy, zaprowadzono rosyjski język wykładowy w szkolnictwie wszystkich szczebli.
Prześladowanie dotknęło Kościół Katolicki w którym upatrywano ostoję polskości. Na zesłaniu znalazła się większość biskupów, znaczna liczba księży. Zamknięte zostały lub skazane na wygaśnięcie prawie wszystkie domy zakonne.
Najboleśniejsze i nieodwracalne straty poniósł polski stan posiadania na Kresach.
Zjawiskiem w części tylko uwarunkowanym przez represje zaborcy było załamanie psychiczne społeczeństwa Polskiego. Żyło ono w ciągu kilku lat zbyt górnolotnymi marzeniami, spodziewało się zbyt wielkich rzeczy, sprężyło się w wysiłku bezowocowym.
Goryczy klęski towarzyszyło poczucie beznadziejności, braku perspektyw na przyszłość. O wyzwoleniu się własnymi siłami nie sposób było myśleć.
Na zewnątrz sprawa polska przestała interesować Europę.
Stosunki międzynarodowe ukształtowały się na fatalnym poziomie dla naszego narodu. Wymownym ich wyrazem stał się "sojusz trzech cesarzy" - rozbiorców Polski podpisany w Berlinie w 1872 roku.
Wiek: 114 Dołączył: Czw Maj 18, 2006 11:04 Posty: 5533 Skąd: Polska
Wysłany: Pią Lut 01, 2013 19:55 Temat postu: Re: Klemens Przewoski i "jego czasy"...
Gdybyście w niedzielę zaszli do oksywskiego kościółka, to zaraz obok niego znajduje się mogiła proboszcza Antoniego Muchowskiego (powstańca styczniowego).
W najbliższą niedzielę przypada kolejna ROCZNICA JEGO ŚMIERCI.
Dołączył: Sob Maj 27, 2006 19:48 Posty: 7459 Skąd: Babie Doły
Wysłany: Sob Lut 02, 2013 21:52 Temat postu: Re: Klemens Przewoski i "jego czasy"...
Część 5.
Wątek Oksywski w Powstaniu Styczniowym.
--------------------------------------------------
Wydawać by się mogło że nie istnieje jakaś wspólna nić która połączy Powstanie Styczniowe z Oksywiem.
Oksywie leży bowiem w Królestwie Pruskim.
O co więc chodzi ???
Należy dokładniej zapytać - o kogo chodzi ???
Zajrzyjmy do Chojnic. Jest tam Liceum Ogólnokształcące im. Filomatów Chojnickich.
W auli tegoż liceum, które dziedziczy tradycje dawnego gimnazjum klasycznego znajduje się zrekonstruowana tablica z 1933 roku z nazwiskami uczniów, którzy... "w powstaniu styczniowym 1863 r. krew przelewali za Ojczyznę".
To:
- Franciszek Bonin
- Andrzej Borne
- Kornel Lipiński
- Antoni Muchowski
- Ignacy Przytarski
- Ignacy Rogalla.
Co roku przy tablicy zbiera się młodzież, aby uczcić pamięć kolegów, którzy przed laty chodzili tymi samymi korytarzami, a gdy przyszła pora, wierni filomackim ideałom udowodnili, że Mickiewiczowskie "mierz siły na zamiary" stało się zawołaniem ich życia.
Zajmę się w ogólnym skrócie Antonim Muchowskim. Urodził się 24 kwietnia 1842 r. w Foshucie na granicy Kaszub i Kociewia. Jego dziecięcą edukację zabezpieczało Collegium Marianum w Pelplinie.
Od 1856 r. uczył się w gimnazjum chojnickim. Był uczniem prymy, ostatniej klasy i przygotowywał się do matury, gdy w zaborze rosyjskim wybuchło powstanie styczniowe.
Polscy uczniowie, zwłaszcza ci, którzy należeli do istniejącej w ich szkole od 30 lat organizacji filomackiej, pilnie nasłuchiwali wieści zza kordonu granicznego. W marcu 1864 r. Antoni Muchowski i jego pięciu kolegów poszli do powstania. Wszyscy wstąpili do trzystuosobowego oddziału, który tworzył się k. Nidzicy. Podczas przeprawy przez graniczną rzekę Działdówkę partia została zaatakowana przez Prusaków. Partyzanci zdołali przedostać się do Królestwa; tam jednak ulegli atakowi Rosjan. 17 powstańców poległo, prawie 60 dostało się do niewoli, reszta poszła w rozsypkę. Dowódcę, kapitana Jana Fryderyka Wandla, byłego oficera pruskiego, rozstrzelano w Mławie. Antoni Muchowski został zatrzymany podczas ucieczki. Pierwotny wyrok, śmierć przez powieszenie, zamieniono mu na chłostę i dożywotnie zesłanie na Syberię. Zbitego nahajkami młodzieńca wraz z innymi katorżnikami posłano pod eskortą do kopalni. Na szczęście w jego sprawie interweniował u rządu pruskiego poseł Julian Łaszewski (ojciec Stefana, przyszłego pierwszego wojewody pomorskiego w odrodzonej Polsce) i darowano mu wolność. Po 11-miesięcznej pieszej włóczędze powrócił do domu wiosną 1869 r.
Oto nasz bohater!
Dla dokończenia przerwanej nauki udał się do Wejherowa i w tamtejszym gimnazjum sposobił się do matury jako stypendysta Towarzystwa Pomocy Naukowej. Był niepoprawny! 2 kwietnia 1871 r. założył bowiem Koło Filomatów pod nazwą „Wiec”. Sprawa się wydała. Kiedy „Kropidło” (taki przyjął pseudonim) stanął przed obliczem dyrektora, usłyszał: „Pan zdolny był raz popełnić takie szaleństwo i pójść na powstanie, to jeszcze mogę zrozumieć, ale że pan po tak okropnych przeżyciach jeszcze nie mógł się uspokoić, tego to już żadną miarą pojąć nie mogę”. Dobiegającego trzydziestki gimnazjalistę do matury jednak dopuszczono.
W tym samym roku Antoni Muchowski wstąpił do Seminarium Duchownego w Pelplinie. 18 maja 1875 r. znalazł się w gronie sześciu księży wyświęconych w trzecim roku funkcjonowania wrogich Kościołowi Bismarckowskich tzw. ustaw majowych. Już jako neoprezbiter, skierowany do Kościerzyny, później do Okonina w dekanacie radzyńskim, został postawiony przed sądem w Człuchowie i skazany za czytanie cichej Mszy w Lniskach na 30 marek grzywny lub 5 dni więzienia. Później pracował w Nowej Wsi Królewskiej i Ostródzie. Mimo szykan ze strony władz pruskich wspierał działalność towarzystw polskich, brał udział w wiecach, angażował się w akcję wyborczą polskich posłów; w 1897 r. wstąpił do Towarzystwa Naukowego w Toruniu. „Nawet srogie mrozy syberyjskie nie zdołały jednak zamrozić w jego sercu płomiennej miłości Ojczyzny” – napisał ks. Józef Dembieński.
Gdzie ten "Oksywski wątek" ???
Powoli zbliżamy się do niego. Poczytajmy dalej ...
W 1892 r. dzięki poparciu ówczesnego biskupa chełmińskiego Leona Rednera, dziekana puckiego ks. Walentego Dąbrowskiego i chwilowemu zamieszaniu na szczytach ówczesnej władzy (konflikt pomiędzy starym Bismarckiem i młodym cesarzem Wilhelmem II) jedną z najstarszych i największych parafii na Pomorzu, liczącą ok. 6 tys. dusz w 18 miejscowościach, objął były powstaniec, powszechnie nazywany „Syberyjczykiem” i „agitator polskości”. Oksywie, zamożna, gospodarska wieś, dziś dzielnica Gdyni, przed stuleciem było metropolią dla swej ubogiej krewnej! Powszechnie zachwycano się położeniem Oksywia: „Tam w dole szumią dune /Z pianą rąbią krej” – pisał w 1905 r. w mowie Kaszubów Aleksander Majkowski. Genius loci tego miejsca próbował oddać w 1917 r. Bernard Chrzanowski: „Jedynym jest u nas Oksywie. Nie ma drugiej wsi, która by na takim przylądkowym nadmorskim wzgórzu, tuż nad urwiskami z dumą się rozsiadła, drugiego kościoła, którego dzwon by dźwięki swoje z takiej wyniosłości i na zorane pola, i na morskie pola rozlewał, drugiego cmentarza, którego mogiły by w takiej jasności i ciszy, na takiej górze i tak blisko morza lśniły”. „Wiatr od morza” Stefana Żeromskiego także zawiera oksywski wątek – wyraz fascynacji dziejami i usytuowaniem tamtego miejsca. Taką to niezwykłą duszpasterską dziedzinę po półwieczu niezwykłego życia otrzymał ksiądz – „Syberyjczyk”.
Pół roku po objęciu parafii w 30. rocznicę powstania styczniowego odprawił żałobną Mszę św., na której przemawiał zaproszony przez niego patriota, „kaszubski Skarga” – o. Ambroży Wawrzyniec Lewalski (1842-1924). On sam niechętnie wracał do powstania i katorgi, tak okropne były to przejścia. „Stargane niesamowitymi okropnościami przeżyć zdrowie i siły sprawiły, że na oksywskiej placówce pracą społeczno- narodową już się nie zajmował, w kościele oksywskim natomiast jeszcze pracował gorliwie, odprawiając nabożeństwa i słuchając spowiedzi. Na więcej za mych czasów siły już mu nie pozwalały. Już od lat cierpiał na cukrzycę, mimo to bynajmniej nie stracił humoru i pogody umysłu” – czytamy w pamiętniku ks. Dembieńskiego, wikarego w Oksywiu w 1909 r.
Jutro przypada dzień 3 lutego ... Poczytajmy ...
Zmarł 3 lutego 1915 r. w szpitalu Najświętszej Maryi Panny w Gdańsku. Spoczął w Oksywiu na przykościelnym cmentarzu, o którym Bernard Chrzanowski pisał, że jest najpiękniejszy w Polsce. Po latach i jego na nim złożono, tuż przy mogile ks. Muchowskiego, opatrzonej po żołniersku zwięzłym napisem, jak najcenniejszym orderem: „Były Sybirak”. Tamże nieopodal po kilku latach „położył się na wieczność” Antoni Abraham, jeden z tych, co otworzyli Polsce dostęp do morza. Spośród nich tylko ks. Muchowski nie doczekał wskrzeszenia Polski, której oddał swoją młodość spędzoną na katordze. Jego nazwiskiem upamiętniono ulicę w pobliżu parafialnego kościoła.
Oksywski cmentarz zimą ...
Jest tam mogiła księdza Muchowskiego...
W swojej kolekcji mam też zdjęcia pokazujące grób księdza Muchowskiego lekko zaniedbany. Nie pokażę ich na forum.
Mocno wierzę w to, że jutro zapalimy tam znicze.
Ówczesna prasa tak pisała. Celowo pokazuję pierwszą stronę abyśmy wiedzieli z jaką postacią mamy do czynienia ...
Tą częścią zakończyłem cykl artykułów o Powstaniu Styczniowym. Korzystałem z publikacji Stefana Kieniewicza i Wojciecha Wielgoszewskiego. Aktualne zdjęcia wykonano ostatnio na Oksywiu.
Środa Popielcowa
Najbliższa środa, 13 lutego, to Środa Popielcowa, rozpoczynająca okres Wielkiego Postu.
Na znak nawrócenia i pokuty nasze głowy zostaną posypane popiołem.
Msze Święte tego dnia w naszym kościele o godz. 7,00; 9,30; 16,00 i 18,00.
Dołączył: Sob Maj 27, 2006 19:48 Posty: 7459 Skąd: Babie Doły
Wysłany: Pon Lut 11, 2013 17:00 Temat postu: Re: Klemens Przewoski i "jego czasy"...
Nie jest przypadkiem że właśnie w tym podtemacie opisuję pewne sprawy historyczne.
Dlaczego ???
Wytłumaczę to po wszystkim !!!
Dzisiaj mamy 11 lutego ... czyli wówczas trwały jeszcze tam uroczystości !!!
Było to 93 lata temu ...
Natomiast wczoraj odbyły się główne uroczystości jubileuszowe w Pucku.
ZAŚLUBINY Z MORZEM !!!
93 lata temu, w dniu 10 lutego 1920 roku, Generał broni Józef Haller dowodząc Związkiem Operacyjnym Wojska Polskiego,stworzonym do odzyskania Pomorza Wschodniego, zwanego Frontem Pomorskim dokonał w dniu 10 lutego symbolicznych, historycznych zaślubin z morzem.
W dniu 10 lutego, generał Józef Haller w towarzystwie wicepremiera Wincentego Witosa, Ministra Spraw Wewnętrznych Stanisława Wojciechowskiego,podsekretarza stanu dr Leona Janta-Połczyńskiego,Wojewody Pomorskiego Macieja Rataja, generałów : Pawła Sobolewskiego - Cyrusa, Stanisława Napoleona Pruszyńskiego,Roberta Franciszka Walentego Lamezan de Solins, Kontradmirała Kazimierza Porębskiego oraz licznej administracji nowego Województwa Pomorskiego, delegacji Polskiego Sejmu, dokonał historycznych zaślubin z morzem.
Rzeczypospolita nadała tej uroczystości olbrzymi rozmach. Do Gdańska a następnie do Pucka i Wielkiej Wsi, Dziś Władysławowo, przybyły wszystkie oddziały broni. Liczne oddziały wojska, oficerowie, żołnierze, orkiestry wojskowe. Sztandary, duchowieństwo. Dwa specjalne pociągi; jeden z Warszawy , drugi z Gdańska,z liczną inteligencją, polityków, ziemian,duchownych, uczonych.
Rzeczypospolita straciła dostęp do morza w wyniku III Rozbioru Polski w 1795 roku. W wyniku niekorzystnych dla Polski ustaleń Traktatu Wersalskiego, Polska odzyskała tylko 147 kilometrowy odcinek linii brzegowej z Półwyspem Helskim, którego linia brzegowa wynosi 73 kilometry Była to ziemia niezagospodarowana, niezasiedlona. Puck liczył 2500 mieszkańców. Linia brzegowa wiodła od Jeziora Żarnowieckiego do Orłowa. Traktat Wersalski a właściwie, angielski Premier, DavidLloyd George, pozbawił nas Gdańska, który 20 lat pózniej stanie się zaczynem II Wojny Światowej. W czasie przemarszu wojsk Generała Hallera, na polskie ziemie odzyskane, przez Gdańsk, Anglicy nie chcieli przepuścić Wojska Polskiego. Ludność polską, wiwatującą na cześc Armii Hallera, Anglicy rozpędzali.
Oto relacja naocznego świadka,
Rankiem trzeciego dnia podróży , znaleźliśmy się na granicy Wolnego Miasta Gdańska. Wojska angielskie zablokowały nam tory i nie puszczały naprzód. Chcemy iść z bronią w ręku, otworzyć drogę. Dowódcy mówią : "Czekać rozkazu". Rokowania z Anglikami trwały parę godzin.
Dla zabezpieczenia Gdańska Anglia wysłała wówczas kilka tysięcy piechoty i krążownik. Wówczas Polska była za słaba, by podjąć rozgrywkę zbrojną z Anglikami o Gdańsk.
Krótkowzroczna ówczesna polityka angielska pozbawiła Polskę jej naturalnego portu jakim był Gdańsk. Już w zaraniu bytu osłabiła Polskę, swego przyszłego sprzymierzeńca, wzmocniła Niemcy, przyszłego wroga w II Wojnie Światowej. Ironią losu jest to iż protegowane przez Anglię Wolne Miasto Gdańsk , stało się zarzewiem powodującym rozpętanie II wojny światowej, w której Anglia o mało nie padła zdruzgotana.
Czekając u progu Gdańska musieliśmy się zgodzić na warunki Anglików, zgodzili się oni nas przewieźć przez teren Wolnego Miasta , ale bez broni i bez prawa wysiadania. Broń nasza miała być przewieziona innym pociągiem w parę godzin później. Pojechaliśmy dalej aż do miejscowości Gdańsk Wrzeszcz i tu nowa zapora na torach, ale z ciał ludzkich. Ponad dwa tysiące Polaków Gdańskich, mężczyzn, kobiet i dzieci, mimo zimy ułożyło się na torach kolejowych krzycząc do nas : "Nie jedźcie do tej dziury, do Pucka, tu w Gdańsku jest wasz prastary , piękny port polski.". Dusza rzucała się by wysiadać, lecz nie mieliśmy broni; ostrożni Anglicy zmasowali swoje wojsko i pilnowali nas z bronią gotową do strzału.
Staliśmy we Wrzeszczu parę godzin, a na torach kolejowych działy się rozdzierające sceny, gdy Anglicy przemocą usuwali z nich ludność Polską z Gdańska
Zaślubiny odbyły się po przez wrzucenie do morza platynowego pierścienia, przez Generała Józefa Hallera, który wjechał konno w lodowata wodę Bałtyku, gdzie wypowiedział:
“W imieniu Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej ja, generał broni Józef Haller obejmuję w posiadanie ten oto nasz prastary Bałtyk słowiański”
Ułani Krechowieccy oddali 21 salw armatnich.
Autor zna inną wersję tych wydarzeń.
Dwa pierścienie ofiarowała generałowi Hallerowi Polonia, Polscy Gdańszczanie na czele z rodziną Leszczyńskich i Raciniewskich.To oni sfinansowali wykonanie pierścieni. Aktu wręczenia pierścieni dokonał starosta dr Józef Wybicki. W uroczystościach, które miały oprawę wojskową, wzięły udział wszystkie rodzaje broni.Główne uroczystości zaślubin z morzem odbyły się nad Zatoką Pucką. Dookoła wysokiego masztu ustawili się chorążowie ze sztandarami pułkowymi, nad brzegiem morskim stanął I Batalion Morski, ułani Krechowieccy z artylerią. Na pamiątkę uroczystych zaślubin dokonano poświęcenia i wbicia w morze słupa z wyrytym od strony morza orłem Jagiellonów i Gryfem Pomorskim a od strony lądu napisem Roku Pańskiego 1920, 10 lutego Wojsko Polskie z gen. Józefem Hallerem na czele objęło na wieczyste posiadanie polskie morze".
Generał Józef Haller powiedział:
""Teraz wolne przed nami światy i wolne kraje. Żeglarz polski będzie mógł dzisiaj dotrzeć wszędzie pod znakiem Białego Orła, cały świat stoi mu otworem..."
"Na znak ślubu Bałtyku z Rzeczpospolitą wrzuciłem jeden z pierścieni danych mi przez polską ludność w Gdańsku w nurt Bałtyku. Pamiętam jak pierścień potoczył się po tafli lodu, by wnet zniknąć w morzu. Wyrwało się kilku młodych rybaków, chcących go chwycić, a gdy powracali - na moje zapytanie, czy chwycili go - odpowiedzieli: "nie pan generał, ale będziemy go mieli w Szczecinie".
W imieniu Prezydenta przemawiał Stanisław Wojciechowski:
"... własne wybrzeże morskie stanowi właśnie o wolnym oddechu życia gospodarczego Polski. Przez nie wchodzimy w bezpośrednie stosunki z całym światem, uwalniamy się od dotkliwego i kosztownego pośrednictwa państw obcych... Trzeba w całej pełni wyzyskać wszystkie szanse jakie nam daje chwila obecna i utrwalić nasze panowanie nad wybrzeżem mocno... Potomnym, co po nas przyjdą i o nas sąd wydawać będą - nie damy powodu do oskarżenia, żeśmy się okazali za mali duchem, siłą czy pracą na te wielkie czasy budowania"
Na zakończenie uroczystości w Pucku, został podpisany akt erekcyjny zaślubin Polski z morzem. Oryginał aktyu erekcyjnego znajduje się w Muzeum Narodowym w Krakowie
Następnego dnia, 11 lutego Generał broni Józef Haller wraz towarzyszącymi mu dygnitarzami udali się do Wielkiej Wsi,Velaves, później Hallerowo. Wiosna 1936 roku, rozpoczęto budowę portu. W dniu uroczystości związanych z Konstytucją majową w 1938 roku oddano do użytku port, który nazwano na cześć Władysława IV, Władysławowem.
Niech ten obraz Kossaka i krótki rys historyczny wprowadzi nas do współczesności z którą w moim opisie będzie się przeplatać.
Trochę historii i trochę współczesności będzie moim skromnym hołdem dla tego co wówczas się działo.
Poniżej na zdjęciu widzimy współczesne miejsce skąd wrzucono pierścień do morza. Wiele się zmieniło ale pozostała pewna idea ...
Polskość, morze, miłość, patriotyzm ...
Dołączył: Sob Maj 27, 2006 19:48 Posty: 7459 Skąd: Babie Doły
Wysłany: Pią Lut 15, 2013 21:18 Temat postu: Re: Klemens Przewoski i "jego czasy"...
Niestety, przyczyny zdrowotne powodują moje opóźnienie z dokończeniem artykułu.
Dzisiaj wstawię fotograficzny wątek wojskowy i 3 zdjęcia pocztów sztandarowych uczestniczących w rocznicowych obchodach.
Dołączył: Sob Maj 27, 2006 19:48 Posty: 7459 Skąd: Babie Doły
Wysłany: Nie Lut 17, 2013 14:10 Temat postu: Re: Klemens Przewoski i "jego czasy"...
Warto czasami dłużej przystanąć nad pewnymi faktami historycznymi. Człowiek nie jest alfą i omegą więc korzystanie z pomocy innych jest bardzo wskazane. Tym bardziej gdy ich zainteresowania były ukierunkowane i dużo wnosiły do poznania tych faktów.
Zaślubiny z Morzem są dla mnie ciekawym zdarzeniem. Przyznaję, nie przykładałem do tego większej wagi i traktowałem je jako każda data historyczna.
Aż do teraz, kiedy postanowiłem pojechać na uroczystości do Pucka.
Warto było, bo uświadomiłem sobie co dla tamtych osób znaczyło słowo "polskość".
Dzisiaj też to słowo ma swój wymiar.
Szukając książek, publikacji na ten temat natknąłem się na publikację pana Kazimierza Małkowskiego. Ona będzie moim przewodnikiem ...
Warto zapoznać się z postacią nieżyjącego już pana Małkowskiego.
Cytat:
Kazimierz Małkowski - autor przewodników, bedekerów i artykułów przybliżających piękno Gdyni, Kaszub i Pomorza, prezes Koła Starych Gdynian - został nagrodzony Medalem im. Eugeniusza Kwiatkowskiego "Za wybitne zasługi dla Gdyni"
Kazimierz Małkowski urodził się w 1933 r. w Gdyni. Jego rodzice przybyli do młodego miasta trzy lata wcześniej, zakładając na Grabówku sklep mięsny. Pochodzili z Kociewia i Wielkopolski.
Podczas II wojny światowej rodzina Małkowskich nie przyjęła niemieckiej grupy narodowościowej. Wielu z jej członków włączyło się w działania konspiracyjne przeciwko niemieckiemu okupantowi. Łącznikiem w Tajnym Hufcu Harcerzy był także nastoletni Kazimierz. Po zakończeniu wojny pozostali w Gdyni. Małkowski ukończył Państwowe Gimnazjum i Liceum Męskie (obecnie Liceum Ogólnokształcące nr II przy ul. Wolności). Uczęszczając do wspomnianej szkoły, był członkiem 4. Gdyńskiej Drużyny Harcerskiej. Po latach włączył się w działania zmierzające do konsolidacji środowiska byłych harcerzy legendarnej "Czarnej Czwórki".
Studia inżynierskie z zakresu ichtiologii ukończył w 1956 r. na Wydziale Rybackim w Wyższej Szkole Rolniczej w Olsztynie (obecnie Uniwersytet Warmińsko-Mazurski).
Swoje życie zawodowe związał początkowo z gospodarką morską, pracując w zakładach i instytucjach związanych z rybołówstwem. W późniejszych latach ukończył studia ekonomiczne na Akademii Rolniczej w Szczecinie i andragogikę na Uniwersytecie Warszawskim.
Nie tylko sprawy zawodowe związane z morzem były dla niego ważne.
- Zawsze chciałem robić coś dla innych ludzi, przekazywać wiedzę. W późniejszych latach pracowałem w Towarzystwie Wiedzy Powszechnej w Gdańsku, wykładałem w Wyższej Szkole Turystyki i Hotelarstwa w Gdańsku - mówi Kazimierz Małkowski.
W 1986 r. przeszedł na rentę. Nigdy nie zrezygnował jednak z aktywnego życia i działalności społecznej. Od wielu lat, poza pracą zawodową uczestniczył w różnych przedsięwzięciach - współorganizował Służby Ratownictwa Morskiego w dawnym województwie gdańskim oraz Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Będąc instruktorem w tej organizacji, wykształcił blisko trzy tysiące ratowników wodnych. Skąd takie zainteresowania?
- W czasach szkoły średniej trenowałem pływanie, brałem udział w wielu zawodach, w tym także na szczeblu ogólnopolskim. Tak jak wspomniałem wcześniej, chciałem zawsze pomagać ludziom i przekazywać im swoje umiejętności, a umiejętność pływania to bardzo cenna sprawa, która może niejednokrotnie ratować życie - wyjaśnia nagrodzony.
Od wielu lat w kręgu zainteresowań Kazimierza Małkowskiego jest turystyka i krajoznawstwo. W 1963 r. zorganizował przy gdyńskim Polskim Towarzystwie Krajoznawczym pierwszy kurs przewodników turystycznych. Rok później założył w Gdyni Koło Przewodników Turystycznych, którego przez 17 lat był prezesem. Do dziś jest czynnym przewodnikiem po Gdyni i Pomorzu. Od blisko pół wieku wykształcił wielu przewodników w Trójmieście oraz Pomorzu Gdańskim. Jako pilot wycieczek zjeździł całą Europę.
W naszej rozmowie pojawia się temat pasji związanej z Gdynią. Kiedy się narodziła?
- Chyba zawsze było to we mnie. Kiedy słyszę to pytanie, przypomina mi się anegdota, która zachowała się w mojej rodzinie. Gdy miałem cztery lata, mieszkałem z rodzicami na Grabówku. Któregoś dnia udało mi się wyrwać spod opieki rodziców. Miałem plan, którego niestety nie udało mi się zrealizować. Pokrzyżowała go sąsiadka, która spotkała mnie na przystanku. Zdumiona zapytała się:
- Kazik, co tutaj robisz?
- Jadę zwiedzać Gdynię - odpowiedziałem. To były chyba początki mojej pasji. Zawsze byłem ciekawy świata.
- Czy ma Pan jakieś szczególnie ulubione miejsca w Gdyni?
- Nie mam konkretnie takiego jednego miejsca. Takich miejsc są dziesiątki. Gdynia kryje w sobie wiele tajemnic. Każda kamienica, każda ulica ma w sobie pewną historię. Różne pokolenia patrzą na to inaczej, np. budynek przy al. Piłsudskiego 52/54 dla najstarszych gdynian to Komisariat Rządu, dla troszkę młodszych to Prezydium, a najmłodsi powiedzą, że to gmach Urzędu Miasta - dodaje.
Swoją regionalną pasję utrwalił także w słowie. Jest autorem wielu przewodników, bedekerów, artykułów przybliżających piękno Gdyni, Kaszub i Pomorza. Gdynia stanowiła zawsze sedno pasji Kazimierza Małkowskiego. Był twórcą pierwszego po wojnie przewodnika turystycznego po Gdyni - "Gdynia" wydanego w 1989 r. Lekturą obowiązkową dla miłośników naszego miasta jest dwukrotnie wznawiany "Bedeker Gdyński". Pasjonaci tematów gdyńskich pamiętają z pewnością blisko stuodcinkowy cykl "Gdyńskie wędrówki", ukazujący się w "Dzienniku Bałtyckim" od 1997 r. Artykuły Kazimierza Małkowskiego znajdziemy także w wielu tomach Rocznika Gdyńskiego, w czasopismach regionalnych i branżowych: "Pomerania", "Jantarowe Szlaki", "Przegląd Morski", "Rybak Morski", "Zachariasz", "Wiadomości Gdyńskie", "Nautologia".
W 1969 r. wspólnie z Jerzym Heidrichem i Stanisławem Ostrowickim był założycielem Koła Starych Gdynian.
- Idea była taka, aby ocalić od zapomnienia wiedzę osób, które budowały Gdynię w latach międzywojennych. Spotkania, które organizowaliśmy raz w miesiącu, polegały bardziej na zdobyciu wiedzy właśnie od tych gdynian. Osoby, które je prowadziły, przybliżały częściowo temat, później był czas na dyskusję, podczas której niejednokrotnie padały niezwykle cenne wspomnienia i informacje. Dzięki temu udało się utrwalić wiele bezcennych relacji. Dziś jest odwrotnie. Organizując spotkania przekazujemy wiedzę gdynianom - tłumaczy.
Koło Starych Gdynian było w późniejszych latach inicjatorem stworzenia Towarzystwa Miłośników Gdyni. Obecnie Kazimierz Małkowski jest prezesem Koła Starych Gdynian.
Za swą pracę zawodową i społeczną był wielokrotnie wyróżniany - medalem "Za zasługi dla WOPR", odznaką "Za zasługi dla turystki". Został także odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Jest laureatem australijskiej nagrody "Polcul Foundation" oraz członkiem honorowym Deutsch-Polnische Gesellschaft w Kilonii i Ostsee-Akademie w Lubece. W ostatnich miesiącach ukazał się kolejny przewodnik autorstwa Kazimierza Małkowskiego "Kolibki, Orłowo, Redłowo, Mały Kack" w ramach serii "Gdynia nasze miasto". W najbliższym czasie ukażą się następne pozycje z tego cyklu, dotyczące kolejnych gdyńskich dzielnic.
Autor o sobie:
Jestem gdynianinem z urodzenia, z zawodu inżynierem, a z pasji regionalistą. Nic co gdyńskie, kaszubskie i pomorskie nie jest mi obce. Przez ostatnie kilka lat publikowałem w "Pomeranii", "Forum Pomorskim", "Naji Goche", "Gdinskiej Klëce" i "Gazecie Świętojańskiej". W końcu 2009 roku ukazała się pierwsza książka pod moją redakcją - Lech Bądkowski w wywiadach radiowych . Jestem autorem kilkudziesięciu haseł w II tomie Encyklopedii Gdyni. Organizowałem wiele wykładów, wieczorów poezji, promocji książek o tematyce regionalnej.
Teraz czas na pokazanie pewnych rycin. Uświadamia to nas o pewnych rozbieżnościach między wizją malarzy a wspomnieniami uczestników. Zarówno obraz Kossaka /pokazany wcześniej/ jak i Feliksa Gęstwickiego są ich wizją.
Zwracam uwagę na stan wody w zatoce.
Jednocześnie dość istotne jest to zdjęcie "parasolowe" ...
Już wiemy jaka wtedy była pogoda.
Nie była zatoka czysta od lodu tylko lód utrzymywał się ale był bardzo cienki. We wspomnieniach uczestnika jest to podkreślone ...
Bowiem pierścień nie wpadł bezpośrednio do wody tylko na lód i potoczył się dalej ... do wody.
Ciekawostką jest też wątek oksywski w tym wszystkim. Nigdy nie wiedziałem że tak było. A być musiało, skoro wspominają. Przecież należy założyć prawdę wspomnień, bo jakiż byłby cel kłamania. Takiego celu nie widzę. W tamtych czasach ci wspominający ludzie robili to dla "polskości" a ich wyjazd z Oksywia do Pucka właśnie tym był spowodowany.
Ale o tym w następnym odcinku ...
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Możesz zmieniać swoje posty Możesz usuwać swoje posty Możesz głosować w ankietach
Portal www.MojeOsiedle.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi
zamieszczanych przez użytkowników serwisu. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo
lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną
lub cywilną.